Ankę zobaczyłem w tramwaju. Pierwsza popołudniowa, ludzka
fala zalała tramwaje. To dziwne, ale wśród dziesiątek twarzy rozpoznałem ją.
Nigdy nie nosiła ekstrawaganckich ciuchów, nigdy nie była tą wyróżniającą się z
tłumu. Jedynie jej fryzura, niby zwyczajna, a jednak nie. Podszedłem, uśmiechnąłem
się, i oboje wysiedliśmy jako nowi znajomi. To zabawne, jak wielu facetów widzi
problem z podejściem do dziewczyny, jakby to była jakaś wojna, a przecież ostatecznie
wszyscy gramy do tej samej bramki.
Tydzień później
zaprosiłem ją na pierwszą randkę. Były kwiaty, był buziak na „dzień dobry” i „do widzenia”. Odblokowała we mnie pewien obszar, obszar,
który ostatnie lata, z całym swoim kolorytem doznań przykryły i nie dopuściły
na światło dzienne. Była podręcznikowym przykładem dziewczyny. Kiedy przy
wieczornym piwku relacjonowałem wszystko Miszy, tylko kiwał głową.
– I tak to powinno wyglądać. I to jest kurwa piękne. –
Podsumował.
– Wiem, kurwa, wiem. –
Stuknięcie butelkami przypieczętowało naszą zgodność poglądów. Misza od ponad
roku był z Justyną, był szczęśliwy. Zawsze mi kibicował, ale czasem w jego
głosie pobrzmiewała nuta troski.
– Kiedy ty kurwa znajdziesz sobie dupę, tak na dłużej.
Wsadzasz tu i tam, no ale ile można? Wiem, że masz instynkt łowcy, też go mam,
ale jestem szczęśliwy z Justyną, też jak sobie znajdziesz dupę, zobaczysz, że
to inna bajka. Będziesz szczęśliwy.
– Ja jestem szczęśliwy- zawsze odpowiadałem, i byłem.
Zdarzały się chwile, kiedy odczuwałem niezidentyfikowany brak, ale byłem szczęśliwy,
tak mi się przynajmniej wydawało. Nadszedł szalony czas – juwenalia, to na nich
Anka oficjalnie pojawiła się jako dziewczyna z którą się spotykam. Tak byłem
wtedy szczęśliwy. Cała moja ekipa przyjęła ją ciepło. Dziewczyny na znak
solidarności porwały ją na chwilę. Do tej pory nie wiem, co jej powiedziały.
Moje ananasy z uśmiechem na mnie patrzyły. Prym wiódł Misza z Kamilem.
Doleciały do mnie też kąśliwe uwagi. Byli życzliwi, którzy w zawoalowany sposób
Dalimi do zrozumienia, że po mnie, spodziewali się więcej, a nie przeciętnej
dziewczyny. Miałem to w dupie. Ona miała być ze mną nie z nimi. Kiedy w nocy,
po koncercie szliśmy, trzymając się za ręce, zerknąłem na Anię. Tak, to był ten
czas, dobry wybór.
Nie było to uczucie takie
samo, jak w przypadku D. którą postrzegałem w ramach wielkiego romantycznego
uniesienia, które przerodziło się niemal w obsesję. Tu było inaczej. Po prostu,
spotkałem dziewczynę. Tylko dziewczynę i aż dziewczynę. Przez ostatnie lata, kraina doznań
seksualnych, nie miała przede mną tajemnic. Dymałem młode, stare, grube, chude,
ładne, brzydkie. Rżnąłem w mieszkaniu, w kiblu w pubie, w zagajniku na nowo
budowanym osiedlu, w samochodzie, na klatce schodowej, w windzie. Do kolekcji
brakowało mi pociągu. Przesadą byłby
napisać, że zrobiłem wszystko, co możliwe na tej płaszczyźnie, ale z pewnością
robiłem dużo. Z Anką, było inaczej. Kiedy byłem przy niej, z nią, nie miałem
żadnych pokręconych scenariuszy w głowie. Nie chciałem próbować żadnych
nowinek. Z nią mogło być normalnie, klasycznie. Tak po prostu. Wprost
niewyobrażalną frajdą było dla mnie chodzenie na randki, wizyty z winem. Po
prostu spotykaliśmy się ze sobą. Było dobrze. Tak bardzo zapętliłem się w ostatnich
latach, że zapomniałem, jak wiele
radości może przynieść normalne życie.
Szkoda tylko, że zapomniałem o pewnej istotnej regule. Podstawowe
prawo burdelowa, związków i całego wszechświata relacji brzmi: prędzej czy
później żądza zawsze zwycięży.
Byliśmy umówieni na siedemnastą u niej. Kolacja ze
znajomymi. Butelka wina na szafce czekała aby trafić do mojej torby. Kończyłem prasować
koszulę. Jeszcze prysznic i gotowy. Sam nie wiem kiedy, ale gdy resztki
szamponu spływały wraz letnią wodą niemal hipnotyczny głos mówił: „poddaj się,
poddaj się, jak długo możesz oszukiwać sam siebie” Nie trwało to dłużej niż
sekundę, ale byo tak realne, że momentalnie zakręciłem prysznic i rozejrzałem
się wokół. W jakiś przedziwny sposób, ktoś lub coś mówiło mi, że to nie ma
szans. Żebym przestał się okłamywać, że dawno temu wybrałem drogę i jeśli
zechcę z niej kiedyś zejść, to sama się o mnie upomni. To prawda. Myślałem o
tym wcześniej, czy los nie kpi ze mnie, przecież, to nie moja bajka. To prawda,
mimo, że się spotykaliśmy, choć przestałem posuwać na boku, to nie przestałem
flirtować. Nie przestałem, bo nie padły żadne wiążące deklaracje. Mocne
postanowienie poprawy, a co za tym idzie poprawa, miały dopiero nastąpić.
Balsam po goleniu, wyprasowana koszula, i gotowy do drogi. W myślach wykrzyczałem
(chyba do losu) „i co?! Idę na randkę, nie spieprzę tego i nie poddam się !”.
Po kilku tygodniach, odczułem marazm i pustkę. Zacząłem dawać
temu wyraz. W końcu dostałem od niej krótkiego SMSa” nie chcę się już spotykać – ok, pa – moja odpowiedź była krótka. Przestaliśmy
się widywać. Ne była to moja wina, po prostu nie wyszło.
+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++
Minął prawie rok. Anka gdzieś rozpłynęła się w otaczającej rzeczywistości. Straciłem ją z oczu. Wszystko toczyło się dalej. Miesiące mijały nieubłaganie. Dotarło do mnie, że jednak świetlana kariera brokera, zniknęła z horyzontu, umknęła. Przygniotło mnie nic nie robienie. I już tego nie potrafiłem unieść. Moje marzenia, zamieniłem tylko na plany, plany ukończenia studiów. Nic więcej. Moje założenia nie wychodziły poza najbliższe tygodnie. Ostatnie seminaria, ćwiczenia i laborki na wydziale. W pierwszym dniu po Świętach Wielkanocnych, na wydziale, trwając w mocnym postanowieniu poprawy czekałem na pierwsze zajęcia. Przez chwilę zerknąłem na krótkowłosą blondynę, popatrzyłem na nią. Tak, jednak to ona. Anka! Co robi na wydziale? Czyli się nie obroniła w terminie – pomyślałem. I w dziwny sposób, myśl ta sprawiła mi przyjemność. Dobrze jej tak. Mimo, że nasza znajomość zakończyła się neutralnie, to z przyczyn niewiadomych, udawaliśmy, że się nie znamy. Dumnym krokiem przemierzyła korytarz i podeszła do portierni. Nie wiedziałem, co się dzieje. Po niecałej minucie odeszła, w ręku trzymała klucz. To było poza scenariuszem, jaki kreśliłem. Doktorantka. Nigdy nie byłem zawistnikiem. Nie zazdrościłem i nie złorzeczyłem gdy byłem świadkiem czyjegoś sukcesu. Nie wiem co mnie opętało. Poczułem złość na wydział, na Ankę, na wszystkich, tylko nie na siebie. Byłem zły, że się jej udało że, prawdopodobnie jest szczęśliwa. Musiałem się przewietrzyć. Wyszedłem przed wydział i zapaliłem papierosa. Spokojnie paląc papierosa starałem się koić nerwy. Mózg sam zaczął pracować na innych obrotach. To realne doświadczenie, empirycznie doświadczyłem, jak umysł wypracował strategie radzenia sobie ze stresem. Po chwili już jestem w zupełnie innym świecie. Myślę o Stronie, to myślenie całkowicie mnie pochłania. Anka zeszła na dalszy plan, albo w ogóle zeszła ze sceny.
Dzień się nie skończył, a już byłem na mieszkaniówce. Ciche mieszkanko w bloku typu bliźniak. Drzwi otwarła kobieta, brunetka. Mogła mieć trzydzieści kilka lat. Szczupła, ubrana w getry i cienką bluzeczkę. Chwila rozmowy, co i za ile. Wcześniej ustaliłem tylko adres. Powiedziała mi, że jeśli dołożę to może dołączyć koleżanka. Z drugiego pokoju wyszła druga kobieta. Kasztanowe włosy i spojrzenie zdradzające ironiczne i raczej pogodne podejście do życia. Miała na sobie czarną sukienkę, która wydawała się nieco za ciasna, a może taka miała być. Duże piersi niemal z niej wyskakiwały. Basia i Aneta. Pojawił się problem, bo akurat nie miałem tyle pieniędzy. Wyskoczyłem ze wszystkiego, co miałem w portfelu. Finalnie usłyszałem, że za taką kwotę Aneta może asystować. Cokolwiek to znaczy. Poszedłem wziąć prysznic. Kiedy wróciłem owinięty ręcznikiem, Aneta poszła do łazienki, ja zostałem z Basią. Krótka rozmowa o świątecznych potrawach i nadchodzących, letnich miesiącach, kiedy wróciła Aneta odświeżyć poszła się Basia.
– Połóż się, wymasuję cię. – Aneta, jak większość kobiet o
szerokich biodrach była pogodna. Położyłem się posłusznie na brzuchu. Zaczęła
przyjemnie gładzić mnie po plecach, od czasu do czasu ugniatając obręcz
barkową. Nie nazwałbym tego masażem, ale było przyjemnie. Po kilku minutach
przyjemnego niby masażątka usiadła na mnie i zaczęła ugniatać kark. Wróciła
Basia.
– No, odwróć się, zaczynamy działać.
Uśmiechnąłem się z
głupkowatym „ok” na ustach.
Leżałem na plecach. Większa z div masowała mi tors,
szczuplejsza, zaczęła od masaż ud i robiła go naprawdę umiejętnie. Kiedy
przeszła w okolice krocza, błogie uczucie zaczęło mnie owijać, niczym magiczny
szal. Chuj z Anką, chuj z tym wszystkim. Liczą się tylko doznania. Resztki
logicznych myśli ulatywały. Kasztanowe włosy Anety przyjemnie drażniły moje
ciało, jej język zakreślał ósemki wokół moich sutków. Kolejna para rąk bardzo
wprawnie zajmowała się fiutem i jajami. Błogość i przyjemnie rozleniwienie,
zdawały się opanować cały pokój. Mógłbym tak przeleżeć dziesięć lat.
Przyjemność ustała. Aneta, odeszła ode mnie i wyszła z pokoju. Popatrzyłem zdziwiony,
mojemu zdziwieniu odpowiedziała Baśka: – Aneta tylko asystowała, to było w
kwocie. – Nic nie odpowiedziałem, znałem
zasady. I w kwestii pieniędzy, nie było odstępstw.
– No, jesteś gotowy. Zakładamy i jazda! – Niczym za sprawą magicznej sztuczki, w ręku
mojej rozmówczyni pojawił się condom w opakowaniu, które bardzo wprawnie
zdjęła. Rozwinęła kalosza, na moim wyprężonym wyżle i dosiadła mnie niczym
mityczna amazonka. Zaczęła mnie ujeżdżać. Mocno, sprężyście. Minęło kilka
minut. Uniosłem się na łokciach, bo chciałem zasugerować zmianę pozycji.
Położyła lewą rękę na mnie i przytrzymała. Przesunęła ręką po mojej klatce i
złapała mnie za sutek. Mocno ścisnęła i przekręciła. Ssss – syknąłem z bólu.
– No, co? – Spojrzała na mnie z zadziornym uśmiechem i kpiącym
spojrzeniem. – Ja lubię sado-maso. Druga ręka powędrowała do moich jaj. Uścisk
był bolesny, o dziwo pobudzający. Kiedy jeszcze minimalnie zwiększyła uścisk,
nie wytrzymałem.
– Aaaał. – Ta krótka fraza miała jej uzmysłowić, że tyle
wystarczy. Uścisk powoli zelżał, a diva zaczęła na mnie jeszcze bardziej
skakać. Ujeżdżała mnie i ujeżdżała, co jakiś czas serwując dawkę
niespodziewanego bólu. Jaja, sutki, tors, włosy. Nie wiedziałem, kiedy poczuję
jej ostre paluszki. Kiedy się spuściłem, oboje uśmiechnęliśmy się do siebie.
Nasze spojrzenia mówiły: „kawał dobrej roboty”.
Ubrałem się i wyszedłem na przedpokój. Stała tam Aneta.
– Już, po wszystkim? – Zapytała z uśmiechem.
– Taak. – Odpowiedziałem zmęczonym głosem. Zachichotała.
Dołączyła do nas Baśka. Po obfitym spuszczeniu, odezwała się we mnie łajza. Streściłem im historię nieszczęsnego relacji z Anką. Dziwne, że nie dostrzegłem wtedy, jaki jestem żałosny. Na pożegnanie usłyszałem:
– Jesteś fajny facet, na pewno sobie kogoś znajdziesz. – Słyszałem to wielokrotnie, mimo wszystko czułem się wybrakowany.