Niczym po
nitce przeznaczenia ruszam przed siebie. Tak jakby wszystko było zaplanowane.
Tak będzie, bo tak musi być. Pewnie wyjeżdżam na główne skrzyżowanie, później
kolejne i kolejne. Wyjeżdżam z miasta. Kilkadziesiąt metrów za miastem, przy
drodze stoją domy. To właśnie tu, wśród nich, nad furtką wisi napis: „erotic
dance”. Kiedy do zjazdu pozostało kilka metrów zwalniam. Pozwalam aby samochód
jadący za mną wyprzedził mnie. Jadący z naprzeciwka również szybko przejechał.
Przez chwilę zostaję sam w mroku na drodze. Kierunkowskaz, i już jestem na
posesji. Parkuję pod tujami, żeby nikt nie zobaczył samochodu. Nie wiem skąd ta
obawa, przecież jest ciemno. W końcu to jesień. Na podwórku stoi taksówka.
Spokojnie podchodzę do trzech betonowych stopni. Jestem zaciekawiony i lekko
spięty, ale co dziwne – nie zdenerwowany. Jakaś dziwna siła pcha mnie do
przodu. Krok za krokiem. Białe drzwi ze szklanym, wąskim prostokątem na środku.
Jak w domu na amerykańskim przedmieściu. Przyciskam dzwonek. Słyszę zza drzwi
klasyczne „dzyyyyyń”. Drzwi otwierają się, pojawia się w nich kobieta.
Ciemnowłosa, wtedy wyglądała na kobietę w okolicy trzydziestki, ale mogłem źle
ocenić.
– Dobry
wieczór. – Grzecznie wymawiam słowa powitania. Nie jestem onieśmielony, raczej
bardzo, ale to bardzo zaciekawiony.
– Dobry
wieczór – ładny, wręcz czarujący uśmiech. – Zapraszam.
Wchodzę, przy
wejściu mijam faceta, który wychodzi. Pewnie to na niego czeka taksówka.
Rzucamy sobie przelotne spojrzenia. Chyba dostrzegam delikatne zdziwienie.
Dopiero po wielu latach dotarło do mnie, że miałem osiemnaście lat i z
pewnością wyróżniałem się wśród ludzi odwiedzających tego typu lokale. W
pomieszczeniu na dole stoją stoliki, jak w knajpce albo kawiarni. Okrągłe, przy
każdym po trzy krzesła. Na piętro prowadzą dosyć strome schody. Prostopadle do
schodów bar. Za barem półki z napojami. Na ścianach frywolne, śmieszne freski,
rodem ze sklepu, ze śmiesznymi rzeczami. Siadam przy stoliku. Przy barze siedzi
trzy kobiety. Szczuplutka blond-szatynka, w okularach, których szkła mają
leciutko fioletowy odcień. Nie wiem, jak to zauważyłem w dosyć ciemnym
pomieszczeniu. Nieco tęższa londynka z pokaźnym biustem. I Ciemno ruda, a może
wręcz kasztanowowłosa, najstarsza. Kobieta, która mnie witała, stoi za barem. Wszystkie
patrzą na mnie. Z boku, na krześle siedzi łysol, kawał chłopa. Nie za bardzo
wiem, co i jak, ale skoro jestem w lokalu, to podchodzę do baru, zamawiam colę.
Cena pięciokrotnie większa niż moim ulubionym pubie. Siadam przy stoliku i
powoli sączę. Śmieszna sytuacja. Zakładam, że wiem, gdzie jestem i teoretycznie
wiem co powinienem zrobić. Jednocześnie wcale nie jestem taki pewien. Kobiety
przy barze rozmawiają cicho, czuję, że chyba o mnie. Sporadycznie któraś na
mnie zerka. W końcu, najstarsza odchodzi na górę. Szczupła blond zagaduje do
łysola na krzesełku. Przy barze została biuściasta blondi. Następuje chwila z
gatunku „teraz albo nigdy.” Podchodzę do baru.
– Mogę pani
postawić drinka?
– Jasne. –
Uśmiecha się. Może nie tak pięknie jak barmanka, ale też ładnie.
Moja
rozmówczyni życzy sobie rum z colą. Zamawiam. Cena jest, fiu, fiu, ale dziś nie
robi na mnie większego wrażenia. Siadamy przy stoliku. Wszystko jest zwyczajne.
Rozmawiamy. Nie pamiętam szczegółów rozmowy. Nikt nigdy nie napisał przewodnika
po burdelach, ani tym bardziej poradnika dotyczącego etykiety w takich
przybytkach. Rozmawiałem z biuściastą blondi i zastanawiałem się, jak skierować
rozmowę na bardziej mnie interesujące tematy. A może to zwykły lokal i ta
kobieta jest po prostu gościem, jak ja – przeszło mi przez myśl. Zagrałem w
otwarte karty.
– Jestem po
raz pierwszy w takim lokalu. – Powiedziałem to bez skrępowania. Po prostu.
– I jak
wrażenia. – Uśmiech blondynki z zalotnego zmienia się w zalotno opiekuńczy.
–
Sympatycznie. – Nie wiem skąd taki przymiotnik. Po prostu nauczyłem się, że
załatwia on wiele spraw.
Rozmowa pewnie
trwałaby jeszcze długo i brnęłaby w jakimś niesprecyzowanym kierunku. Dzięki
temu, że wyznałem prawdę o mojej pierwszej wizycie, sprawy przybrały nieco
szybszy obrót. Profesjonalistka zorientowała się, że rozmawia ze świeżakiem i
przeszła do sedna.
– Chcesz może iść
na górę?
– A ile to
kosztuje?
Padła kwota,
spodziewałem się takowej. Szybko moja rozmówczyni wyjaśniła, że dwie trzecie
„do baru”, czyli, jak się domyśliłem dla lokalu, a jedna trzecia dla niej.
– Dobrze. –
Odpowiedziałem i sięgnąłem ręką do kieszeni.
– To chodź.
Uśmiechnięta
blondynka gestem głowy wskazała bar i schody obok. Pieniądze dałem miłej
kobiecie za barem. Otaczały mnie same uśmiechnięte twarze. Poszliśmy na górę.
Górę stanowił mały korytarzyk i trzy albo cztery pokoje, do tego łazienka.
Wszystko przyciemnione, nastrojowe.
– Chcesz
skorzystać z łazienki?
Pokręciłem głową.
Dziwne, ale jakoś nie miałem zaufania do tego lokalu i wizja siebie pod
prysznicem. Nagiego, bezbronnego, napawała mnie pewną obawą. Było to śmieszne,
bo przecież szedłem uprawiać seks z kobietą, a to czynność, podczas której
byłem o wiele bardziej bezbronny. No, ale wtedy logika jako taka ustąpiła
miejsca logice mojej, pokrętnej. Kiedy podeszliśmy na sam koniec korytarza,
moja gospodyni otworzyła drzwi i pstryknęła włącznik. Pokój był średniej
wielkości, z biurkiem, dwoma półkami i dużym łóżkiem.
-Poczekaj.
Odświeżę się i zaraz wracam.
Zostałem sam w
pokoju. Nie bardzo wiedziałem, co mam robić. Stałem w rozpiętej kurtce i
patrzyłem w małe prostokątne okienko. Po dosyć krótkiej chwili weszła
blondynka, owinięta ręcznikiem. Na jej twarzy widać było pozostałości po
uśmiechu, ale coś ledwo zauważalnie uległo zmianie. Pojawił się profesjonalizm,
rutyna.
– Rozbierz się. –
Uśmiech miał mnie ośmielić. Wciąż sympatyczny, jednak mógłbym przysiąc, że
„rozbierz się” było niczym „co podać” w dowolnym barze.
Powoli ściągam
kurtkę, bluzę i tak dalej. Blondyneczka ściąga koc z łóżka, zostaje tylko
fioletowe prześcieradło. Kiedy zostaje w slipach dociera do mnie, że jestem w
burdelu. Zaczynam czuć lekkie oszołomienie. W głowie przepływa coraz więcej
myśli. Co ciekawe, w natłoku myśli, nie pojawia się myśl: ubieraj się i uciekaj
czym prędzej”. Nie, taka myśl nigdy nie przyszła mi do głowy. Ściągnąłem
majtki. Blondynka zrzuciła ręcznik. Zacząłem pochłaniać jej ciało wzrokiem.
Nieco masywna budowa ciała. Obwite piersi, lekko odstający brzuch, szersze, ale
bez przesady, biodra. Uda, masywne, ale jednocześnie smukłe. Stoimy naprzeciw
siebie. Zatrzymuję wzrok na jej łonie. Ogolone, ze śladami odrastających
włosków. Widok nagiej kobiety nie był mi obcy. Seks, też był czymś czego
doświadczyłem. Tego jednak nie doświadczyłem nigdy. To doświadczenie, tak
intymne i jednocześnie mroczne, zakazane. Sam nie wiem, co mnie bardziej upoiło.
Naga kobieta, fakt, że to prostytutka, a może fakt postępowania niewłaściwego,
a może nawet złego. Nie wiem. Ze stuprocentową erekcją podszedłem do łóżka.
Oboje, jednocześnie, spokojnie położyliśmy się na filetowym prześcieradle. Jej
palce przyjemnie błądziły po moim ciele. Starałem się zrewanżować pieszczotami
piersi i brzucha. Pieszczotami łakomymi, subtelnymi, na ile mogą być subtelne
macanki napalonego licealisty. Jej ciało zapamiętałem jako ciepłe, gładkie i dosyć apetyczne.
Szybko jej dłoń zaczęła igraszki z moim przyrodzeniem. Ja zamknąłem oczy i
położyłem się na wznak. Jestem zwolennikiem teorii, że są takie chwile w życiu,
które na zawsze już będą z nami. Co ciekawe, nie chodziło o cielesne doznania,
ale o całokształt czasu, miejsca i w ogóle.
Wszedłem do
pewnego świata, do pewnej krainy. Posunąłem się dalej, niż wszyscy moi
rówieśnicy. Już wtedy, w jakiś dziwny sposób poczułem, że w tym temacie, będę
się ścigał sam ze sobą. Po prostu, tak będzie.
Nie zauważyłem
kiedy na moim penisie znalazła się prezerwatywa. Blond kurewka dosiadła mnie i
zaczęła ujeżdżać. Wolno, bardzo wolno, nieco szybciej, znowu wolno, bardzo
sybko. Ciepło jej wnętrza podziałało na mnie jak melisa. Zanurzyłem się w nim,
odpłynąłem.
– Przyjemnie ci?
– Pytanie dżokejki, przywołało mnie do rzeczywistości. I wtedy, niespiesznie,
ale konsekwentnie zaczęło do mnie docierać, że jestem tak oszołomiony sytuacją,
że praktycznie z seksu nie odczuwam większej przyjemności. Po prostu pozwalam
się ujeżdżać i to wszystko. Domyślam się, że profesjonalistka na moim kiju
zauważyła to i stąd takie pytanie.
– Możemy zmienić
pozycję? – Nieśmiało zapytałem, choć gdzieś z tyłu głowy słyszałem maksymę:
„klient nasz pan”. \
– Jasne. Jak
chcesz?
Spróbowaliśmy
klasycznie. Jakoś nie podobało mi się. Ogólnie jestem nawet zwolennikiem
klasyki, ale wtedy, jakoś nie podeszło mi. Bawiliśmy się sobą nawzajem jeszcze
około pół godziny. W końcu, blondyneczka ściągnęła mi gumę i zaczęła
brandzlować. Wróciliśmy do początku. Brandzlowanie trwało dobrych kilka minut.
Poczułem, że ręka mojej towarzyski zaczyna słabnąć. Wzięła głęboki oddech. Na
kilka sekund przestała, poczym jeszcze raz przystąpiła do szturmu na moją
oporną pałę.
– No, spuuuszczaj
się!! – Wystękała.
Zamknąłem oczy.
Zalała mnie fala gorąca. Doszedłem. Wszystko później potoczyło się z automatu.
Dostałem chusteczki, wytarłem fiuta, ubrałem się, grzeczne pożegnałem i
wyszedłem. Nawet przed wyjściem zamieniłem kilka słów z blondynką. O pogodzie
(o ironio), o tym, że było mi dobrze (w co chyba wątpiła) i o lokalu (chyba, a
nawet na pewno jedynym w mieście). Na zewnątrz było chłodno i ciemno.
Podszedłem do samochodu, wsiadłem, przekręciłem kluczyk i odjechałem. Mijałem
pomarańczowe światła lamp miejskich i powoli układałem doświadczenia ostatniej
godziny w swojej świadomości. Coś niesamowitego. W domu jestem z lekkim
opóźnieniem. Nic w tym dziwnego, zawsze po lekcji angielskiego, zostawałem ze
znajomymi chwilę porozmawiać. Nie jem kolacji, wciąż jestem zbyt naładowany
przeżytymi doświadczeniami. Poszedłem się wykapać. Już miałem iść spać, ale
jeszcze jedno. Wystukuję kontakty w telefonie.
– Siema, byłem w
burdelu…
– O…